Tragiczne wojenne losy mieszkańców Brzeźnicy
Okupacja hitlerowska doświadczyła miliony rodzin. W obozach i łagrach śmierć ponieśli także mieszkańcy gminy Brzeźnica. Historie wielu rodzin nie są znane, aby pozostały w zbiorowej pamięci należy je dokumentować. W dniu 17 września 2011 r. odbyło się w Gminnej Bibliotece Publicznej w Brzeźnicy spotkanie, na którym seniorzy opowiadali o latach wojennych. Wspomnieniami podzielili się: Józefa Żurek, Zbigniew Koter, Maria Sikora, Zofia Tyrybon, Barbara Nawracaj, Mirosława Wadowska. W rozmowie brali udział: Adam Roliński - historyk, Magda Kajzar, Zdzisław Polus, Wiesława Jarguz. Przypomianych zostało wiele wątków, będziemy do nich wracać i kolejno opisywać. Publikujemy poniżej wspomnienie Zbigniewa Kotera z Brzeźnicy, relacja ta jest bardzo ważnym uzupełnieniem do historii gminy Brzeźnica.
Lata międzywojenne i okupacyjne w rodzinie Zbigniewa Kotera z Brzeźnicy
„Moja matka Helena z domu Wacławek urodziła się w Brzeźnicy w 1903 r., skromna i pracowita osoba, skończyła tylko czteroklasówkę. Ojciec był w gorszym położeniu. Urodził się też w 1903 r. na wsi koło Puław. Wywodził się z zaboru carskiego, a tam panował analfabetyzm. Wieś składała się z domów pod strzechą, panowała nędza. W 1919 r. w wolnej Młodej Polsce ruszyła oświata. Ojciec jedyny z dużego rodzeństwa, ciekawy nauki wstąpił do nowo organizowanego Technikum Melioracyjnego w Puławach. Po czteroletniej edukacji z dyplomem technika pracował na stażu w swojej okolicy, wszak tam też była Wisła. W 1927 r. przydzielono go do pracy przy melioracji Wisły w okolicach Krakowa.
Prace ruszyły w ostrym tempie. Ojciec na stanowisku nadzorcy rozporządzał kilkuset robotnikami, przy pomocy urzędników i kilkunastu brygadzistów na odcinku 5 km pomiędzy Brzeźnicą a Faćmiechem. Tak szła robota do 1939 r. Rodzice poznali się w 1929 r. i niedługo się pobrali. Ja urodziłem się w 1930 r. Mając już 8 lat czasem wpadałem do ojca nad Wisłę, wydawało mi się, że trud ojca w zarządzaniu i organizacji jest cięższy od pracy robotników jeżdżących taczkami z ziemią. Praca była w terenie, mieli prowizoryczny barak i magazyn na sprzęt.
W chwili wybuchu wojny wstrzymano prace. Zawierucha wojenna rozproszyła częściowo ludzi na wschód. Myśmy podstawionym pociągiem towarowym dotarli pod Rzeszów. Ludność czyli uciekinierzy zostali przez miejscowych ludzi przyjęci życzliwie. Dawali nam żywność, choć sami byli biedni. Pomagaliśmy im przy kopaniu ziemniaków przez cały wrzesień, pogoda była słoneczna, prawdziwa polska złota jesień. Po miesiącu były powroty, początkowo okupacja była łagodna, później następował okres ciężki. Ojciec w 1940 r. pojechał do Krakowa i zobaczył Kraków pławiący się w łzach. Na wsiach było jeszcze spokojnie. W Krakowie były łapanki. Ojciec widział jak hitlerowiec pastwił się nad młodą kobietą, która chciała się wyrwać z załadunku na samochody, mimo że była w ciąży została skatowana żołdackim butem po brzuchu. Padła zalana w krwi, nastąpił poród i śmierć po kilku minutach. Widzieli to ludzie, ale byli bezsilni w takiej sytuacji.
Ojciec postanowił to pomścić, wstąpił do konspiracji. Przez nieostrożność ufając ludziom został spalony przez kolaborantów. Ukrywał się do 1943 r. Był na obserwacji, nocował poza domem. W końcu nocując nieraz w domu, został zdradzony – przez szpicla, których było w okolicy kilku. Było to 15 sierpnia 1943 r., obstawiono dom, ujęto ojca, a matkę pod jakimś pewno pretekstem. W domu przeprowadzono dokładną rewizję, ale nic nie znaleziono. Rodziców wywieziono do Krakowa na ciężkie przesłuchanie. Ślad po nich zaginął. Powojenne dokumenty wykazały, że 1 października 1943 r. zostali przewiezieni
z grupą więźniów do K.L. Auschwitz. Ojciec zmarł z rąk oprawców 20 października 1943 r., po trzech tygodniach pobytu w hitlerowskiej kaźni. O matce do dzisiaj ślad zaginął. Jeśli wytrzymała półtoraroczną gehennę, to została dobita w marszu śmierci. Męczeńską śmiercią z rąk oprawców hitlerowskich zginęło kilka milionów Polaków o bandytach się dobrze nie mówi.”
Zbigniew Koter